Wracamy do lat 90 część 2

5
(1)

To już kolejny tekst z tej serii. Ostatnio opowiadałam Wam o grach karcianych z tamtego okresu i obiecałam kontynuację. Zatem wracamy do Makao.

Skończyłam na wyjaśnianiu kolejnych kart i omawiania ich znaczenia. Karta z czwórką to postój dla następnego gracza, jedynie czwórka karo tyczyła się osoby poprzednio wykonującej ruch. Walet lub inaczej, Jopek dawał opcję zażądania konkretnej karty – chodziło zarówno o znak identyfikacyjny, czy była to na przykład dama i do tego wskazywało się jeszcze konkretny kolor. Gdy gracze jej nie mieli, po prostu pobierali kartę z talii. Można było także „rzucić” tę kartę po prostu bez żadnego żądania. Asy oznaczały możliwość zmiany koloru, gdy nie chciało się go zmieniać, po prostu rzucało się kartę. Na koniec gry, gdy graczowi „na ręku” pozostawała jedna karta, musiał powiedzieć: „Makao”, a gdy ostatnia – „I po Makale”. Jeśli zapomniał – nawet w ostatecznej fazie gry musiał pobrać kartę i grać dalej. Mało brakowało, a bym zapomniała! Został jeszcze jeden typ karty – Joker. Ona mogła oznaczać dowolnie wybraną kartę, wystarczyło tylko powiedzieć, jaką zastępuje.

W grę Makao grało się wszędzie – podczas wypadów do parku, deszczowych popołudni a nawet zimowych wieczorów. Każdy umiał grać w tę grę, a rozgrywka zajmowała dosłownie kilka minut. Teraz zamierzam przypomnieć sobie wszystkie zasady, ustalić odpowiednią wersję gry i znowu mieć przed sobą rozłożone pięć kart!

Oczywiście poza Makao jest jeszcze Kuku, a w Kuku grało się bardzo łatwo – każdy z graczy otrzymywał po 3 karty, pobierając kolejne, należało dążyć do pozostawienia „na ręku” kart , które składają się na karetę – trzech kart z tej samej kategorii, na przykład trzy dziesiątki lub trzy damy. To mogły być również karty występujące po sobie, na przykład dziewiątka, dziesiątka i jopek lub jak nazywają go inni – walet. Rozgrywka była bardzo krótka, ale przyjemna, szczególnie polecana dla najmłodszych.

Zaawansowana wersja tej gry, wymagająca przynajmniej czterech uczestników to Kent – zasady były dokładnie takie same, ale mieliśmy drużynę. Gracze siedzieli naprzeciwko siebie i mówimy tu o osobach z jednej drużyny. Gdy jedna osoba z zespołu miała już karetę – musiała pokazać do kolegi lub koleżanki ze swojego zespołu ustalony wcześniej znak. Po jego zobaczeniu osoba z drużyny krzyczała: „Kent!”. Gdy przeciwnikom wydawało się, ze widzą przekazywane znaki przez przeciwników, mówili: „Stop!”.  Grało się na punkty, zazwyczaj do dziesięciu. Zespół, który zgadł otrzymywał punkt lub dwa (jeśli obie osoby miały karetę). Zespół, który w odpowiednim momencie powiedział STOP i przeciwnicy mieli karetę – otrzymywał odpowiednio jeden lub dwa punkty. Gra była bardzo zabawna. Osoby dawały różne znaki, często po to, by zmylić pozostałych graczy.

Jest jeszcze uproszczona gra Kuku. Jesteście ciekawi? Czytajcie kolejny tekst!

Jak oceniasz artykuł?

5 / 5. 1

Dodaj komentarz