Pamiętacie, że ostatnio rozpisuję się na temat gier karcianych z dzieciństwa? Z pewnością znacie Kuku – prostą grę, którą z pewnością znacie i w nią graliście.
Zacznę od jej uproszczonej wersji. Mimo że to dopiero początek tekstu, nastąpi Wojna! Tak, tak – cała talia gier, a czasem nawet i dwie i można było grać bardzo długo! Niemalże w nieskończoność. Gra polegała, no właśnie i tu zdaję sobie sprawę, że Wojna nie ma dosłownie nic wspólnego z Kuku. Hmm… chociaż to zależy od wersji! Omówię zatem każdą z nich.
Niezależnie od wersji, mamy dwóch graczy, z czego każdy otrzymuje tę samą liczbę kart. W tej nawiązujące do Kuku jedna osoba kładzie kartę, a następna kolejną ze swojej kupki, jeśli okazuje się, że karta jest pod kolor lub ma ten sam symbol – karta zostaje na środku a kupka wyrzucanych kart rośnie. Jeśli okazuje się, że któraś z kart nie pasuje – trzeba zabrać wszystkie karty znajdujące się na środku. Wówczas odbywa się następny ruch – wyrzucenie jednej karty i wszystko zaczyna się od nowa. Dla wielu ta gra jest po prostu nudna, ale pamiętam, że zdarzało mi się w nią grywać, szczególnie gdy byłam naprawdę mała.
Druga wersja Wojny polegała tak samo na równym podziale kart, tym razem jednak karty miały układać się w kolejności od najniższej do najwyższej. Gdy jednemu z graczy się to nie udało – musiał zabrać wszystkie karty. Wówczas stanowiły one pulę na jego kolejne ruchy. Gra kończyła się, gdy jedna z osób nie miała przy sobie żadnej karty.
Przeszliśmy już przez gry karciane dla dzieci, teraz bierzemy się za wyższy lewel. Od czego by tu zacząć? Lecimy po kolei – Pan. Tu w grze dysponowało się kartami od dziewiątki do asa, pozostałe były zbędne. Należało układać karty od najniższej do najwyższej. Zatem od dziewiątki do asa. Kolejne karty wykładało się zgodnie z symbolem lub kolorem. Gdy dana osoba nie miała ruchu – zabierała wszystkie karty. Zawsze grę rozpoczynała osoba, która miała dziewiątkę kier (już pamiętam, że to czerwone serduszko, może w końcu przestanie mi się to mylić). Odbywało się to nawet wtedy, gdy ktoś zabierał ze środka wszystkie karty. Gra była ciekawa, można było grać w kilka osób. Zdarzało się, że kart było nieco za mało – wtedy łączyło się dwie talie, oczywiście obie od dziewiątek. Gra była w miarę łatwa i wiele osób lubiło w nią grać. Jednak niektórzy uważali, że była zbyt prosta, dlatego woleli grać w Remika albo dla mnie poziom hard – w tysiąca. Obie te gry omówię w kolejnym tekście.
Ciekawa jestem, jaki był Wasz stosunek do gry w Wojnę i Pana. Podzielcie się ze mną także swoimi ulubionymi grami karcianymi. Może coś opuściłam i będę musiała jeszcze wrócić do tematu? Oczywiście zrobię to z chęcią, jeśli okaże się, że grywałam i znam daną karciankę.